Dziś o odwadze.
Na początku opowiem o narodzinach małych bobasów; potem o tym, co one mają wspólnego z życiem w pełnym tego słowa znaczeniu; następnie dojdziesz do wniosku, że trafnie opisałam pojęcie odwagi i trzeba mi polać.
Żartuję oczywiście. To brzmi bez sensu.
.
.
.
.
.
Albo i nie.
SKĄD ROZKMINA PRZYSZŁA
Kilka dni temu poznałam bardzo mądrego Człowieka, który powiedział mi, że śmierć jest bardziej uniwersalna niż życie, bowiem każdy kiedyś umrze, lecz nie każdy za życia żyje.
Ta wypowiedź skłoniła mnie do refleksji nad tym, w jaki sposób można odróżnić tych, którzy żyją w swoim życiu tak na serio serio, prawdziwie. Efektem owej refleksji jest ten tekst.
HISTORIA NARODZIN CZŁOWIEKA
Wyobraź sobie bobasa w brzuchu kobiety. Taki bobas przed narodzinami ma w całości zapewniony byt – jest mu ciepło, wygodnie, ma co jeść i tak dalej – jednym słowem bomba. Jednak życie ma to do siebie, że nigdy nie staje w miejscu. Czas upływa. Dziecko w otaczającym go środowisku rośnie. W pewnym momencie panujące w kobiecym łonie warunki stają się dla niego niewystarczające. Musi je opuścić. A to wiąże się z bólem. Z ryzykiem. Z nieznanym.
HISTORIA NARODZIN ODWAGI
Wyobraź sobie siebie w miejscu, w którym byłaś 2,3,5,10 lat temu. Na pewno przez pewien okres było tak, że Twoje dni były w miarę powtarzalne, a Twoja ogólna sytuacja życiowa w miarę ustabilizowana. Wszystko było okej. Jednak życie ma to do siebie, że nigdy nie staje w miejscu. Czas upływał. Wzrastałaś w otaczającym Cię środowisku. Przeżywane historie wzbogacały Cię i wrzucały kolejne doświadczenia do Twojego życiowego plecaka. W pewnym momencie panujące wokoło warunki stały się dla Ciebie niewystarczające. Jeśli zorientowałaś się odpowiednio wcześnie, że należy wykonać krok w nieznane i odważyć się na zmianę – lucky you. Jeśli jednak pomimo uczucia, które można porównać do klaustrofobii, że Twoje dotychczasowe życie to za mało – nie zdobyłaś się na odwagę i nie podjęłaś żadnej nowej decyzji, to bardzo możliwe, że wszystko nagle – przepraszam za słowo – pierdolnęło samo. Albo pierdoli się do dziś, a Ty nadal udajesz, że nie wiesz, że pora coś zmienić.
Teraz już powinnaś czaić metaforę.
Dziecko, które zbyt długo przebywa w łonie matki – zaczyna umierać.
Dorośli ludzie umierają wewnętrznie, gdy nie zdobywają się na odwagę, by zareagować na wołanie życia, że pora iść dalej.
Bo czasem wszystko, co wydarza się dookoła, jest już za małe. Kolejne dni są tylko kalką z setek poprzednich. Zdrowym objawem w takiej sytuacji jest tęsknota za świeżym powietrzem, za samodzielnym oddechem, za podniesieniem powiek i ujrzeniem świata w nowej odsłonie.
Tak jak bobas, który dopiero co opuścił brzuch swojej rodzicielki.
CO TO JEST ODWAGA
(Na moment zostawiam metaforę bobasa, ale spokojnie – na końcu jeszcze do niej wrócę, bo jest przecudowna i jestem z niej dumna.)
Odwaga to takie patetyczne hasło, które częściej kojarzy się z wyjściem solo w kierunku grupy dresów na osiedlu, niż z wewnętrznymi procesami, które zachodzą w naszych sercach i umysłach. A z odwagą mamy do czynienia częściej, niż mogłoby się wydawać. Moją osobistą definicją odwagi jest zachowanie, którego rezultat może przyczynić się do (choćby minimalnego) zaburzenia naszej równowagi emocjonalnej.
Powiedzieć prawdę i narazić się na kłótnię? Przecież jak skłamię, to przynajmniej nikt na nikogo nie będzie się obrażał.
Okazać mu miłość? Przecież dopóki nie będę pewna, że ją odwzajemni – nie będę się narażać.
Pokazać, że mnie to zabolało? Przecież uznają, że nie znam się na żartach i wyjdę na idiotkę.
Widzisz, to nie chodzi o to, że odwagą jest rzucić wszystko i wyjechać do Ciechocinka.
Odwagą jest powiedzieć prawdę, gdy kłamstwo nasuwa się do głowy.
Odwagą jest poczuć miłość, gdy nie ma żadnej gwarancji, że ktoś ją odwzajemni.
Odwagą jest pokazać prawdziwą siebie bez względu na wszystko.
Odwaga to ten komponent, który pozwala działać POMIMO lęku. To nie włącza się automatycznie.
Odwaga to świadome podjęcie decyzji mimo tego, że cały nasz organizm protestuje i chce pozostać przy swoim. To przynosi ból.
Odwaga to akceptacja tego, że nie wiadomo, co będzie dalej. To również zgoda na to, że może się nie udać.
A z tym, cholera, czasem jest trudno.
Tak trudno jest zaakceptować fakt, że coś może nie wyjść.
Wtedy będzie trzeba zbierać się z gruzu i szukać nowej przestrzeni na dalsze życie.
Nikt nie lubi zbierać gruzu.
Zbieranie gruzu oznacza, że wysiłek i czas przeznaczony na budowanie czegoś od podstaw nie przyniósł pożądanych rezultatów.
Taka perspektywa sprawia, że większość z nas przestaje podejmować działanie, bo coś może nie wyjść; bo się więcej nie opłaca.
Ale równie często nie opłaca się, ale warto – nawet ze świadomością, że nie wyjdzie – czasami naprawdę warto.
Zbyt mocno jesteśmy przywiązani do rezultatów; pomijamy przeżycia po drodze, które być może są trudne, ale coś głęboko we mnie nie przestaje wierzyć, że są w równym stopniu piękne.
Bo prawdziwe.
To umiejętność zdobycia się na odwagę determinuje to, czy żyjemy prawdziwie. A to wiąże się z bólem. Z ryzykiem. Z nieznanym.
Powracam do akcji z bobasem:
Nie czekaj.
Zacznij działać inaczej i weź odważnie swój pierwszy oddech.
Z początku będziesz wrzeszczeć.
A potem zakochasz się w życiu i zaufasz, bo przekonasz się, że dałaś radę.
Radość wysyłam,
Aga